4 sie 2013

III: Po moim trupie!



        Po osiemnastej i gorąco jak w piekle, a jak to w mieście bywa, nawet wiaterku nie uświadczysz. Miśka jęczała żałośnie, ze za moment w majtki zrobi siusiu, a ja próbowałam czymprędzej zaparkować Oczywiście trzeba było okrążyć centrum, by dotrzeć do parkingu. Następnie galopkiem gorączkowe poszukiwanie toalety i dotarłysmy do miejskiej. Zamknięta!
O tej godzinie wszystko pozamykane oprócz jakiegoś spożywczaka, ale jak znam życie to mają zakaz udostępniania toalet ze względów sanitarnych.
- Mami, nie dam rady... - niemal płakało moje dziecko.
- Dasz skarbie. Już jesteśmy na miejscu – łgałam dla dobra sprawy goraczkowo poszukując ewentualnego krzaczka.
 I nagle przed moimi oczyma ukazały się otwarte drzwi. Salon fryzjerski!
Wpadłyśmy do środka i wypychając Miśke przed najbliżej stojąca osobę wyglądającą na obsługę, wyszeptałam błagalnie:
- Siku.
Facet (hymmm, niczego sobie), spojrzał na mnie jakby nie rozumiał o co chodzi. Musiałam zareagować dobitnie: - Dziecko w potrzebie! Siku! Pliiis! - Patrzyl na mnie i chyba dalej nie kumał , a ja nie miałam czasu na wyjaśnienia. Spojrzałam za niego o jedno stanowisko dalej, gdzie filigranowa blondynka obsługiwała klientkę, a ta najwyraźniej rozumiała o co idzie, bo bez słowa wskazała głową na drzwi na zapleczu. Pozostało mi tylko zignorować niejarzącego przystojniaka i pognać we wskazanym kierunku. Tuz za plecami usłyszałam głos z charakterystycznym rosyjskim akcentem:
- Miejska toaleta jest na rynku!
Paszoł won, buraku jeden! Nie zważając na jego protesty z łatwością odnalazłam porządany cel i zaryglowałam drzwi od środka. Może sobie wzywać policje, bo teraz interesowały mnie wyłącznie potrzeby dziecka.
Na moje ucho i moją dedukcję to był ten sławetny Iwan, czyli fryzjer-stylista, przez którego połowa miasta oszalała na punkcie własnego wizerunku, a druga połowa ma zgryzoty z powodu uszczuplenia portfela.
W mieście pojawił się jakieś piec miesięcy temu, a początki nie były tak różowe.
Przez kwartał nikt nie korzystał z jego usług , bo to nie dość, ze Rusek to jeszcze facet. Jak takiemu zaufać?
W czasie studniówkowym towarzystwo zmiękło. U wszystkich fryzjerów w okolicy zabrakło miejsca
na zapisy i jak mus, to mus. Fryzura musiala byc i parę maturzystek zaryzykowało. Przy okazji poczytały  sobie wywieszone na scianach dyplomy i inne świadectwa rodem z Mediolanu, Rzymu, Paryża i innych stolic mody, o których wiedziały tyle co z telewizji. Jednym słowem szczeny opadly. To co wyczyniał na ich głowach tylko potwierdzało, że facet krowie spod ogona nie wyleciał i niewatpliwie ma talent. Baby oszalały na jego punkcie, a pozostałe salony dostaly zadyszki z zazdrosci. Stał się bożyszczem naszej prowincjonalnej śmietanki towarzyskiej, głównie wśród pan, choć zdarzało mu sięi jakiegoś pana wystylizować.

Jego salon stał się jedną z nielicznych firm w mieście, która ma się całkiem dobrze i nie może się opędzić wręcz od nachalnych klientów. Z reszta nie ma co się dziwić. Jeśli się rzuci okiem na europejskie miasta to Polki dbają o włosy i ich wygląd, a uczęszczanie do fryzjera traktują jak swoiste oczyszczenie ze złogów kompleksów i niepewności siebie. No może ja jedynie nie mieszczę się w normach, bo farbuje się sama, a fryzjera odwiedzam z dwa, góra trzy razy w roku.
Owego Guru sztuki fryzjerskiej nigdy wcześniej nie widziałam, ale słyszałam o nim ochy i achy od Żanety. Ze taki mistrz, ze taki talent światowy i taki przystojny, tylko cholernie nieprzystępny i posępny. Żaneta stwierdziła, ze gdyby nie te fochy gwiazdora i Adaś, to z chęcią by przeleciała to ciacho. Ponoć nie jedna próbowała go oczarować, ale jest taki oziębły drań, ze nie ma zlituj. Wszystkie zainteresowane, te młode i stare, wolne i zamężne mogą sobie tylko popatrzeć.
Kobitom to jednak hormony bija na mózg.


W tamtym momencie w ogolę poczułam awersje do wszelakiego grzebienia, bo wcześniejsze złe traktowanie mnie nie przypadło mi do gustu. Oj, byłam zła okrutnie. Jak można być takim bezdusznym samcem?
Wyszliśmy po trzech minutach, gdy znów ulga i szczęście zagościły w oczach mojego dziecka. Nie było policji, nikt szczególnie nie zwracał na nas uwagę, życzliwej blondynki nie było widać, a Iwan Grozny z chmurna mina właśnie odprawiał ostatnia klientkę.
Zaczekałam aż zakończą wszelkie pożegnalne konwenanse i mściwie rzuciłam dychę na kontuar.
- Mami, dlaczego za mało? - oszacowało moje dziecko.
- Wystarczy - odparłam, a do niego zwróciłam się :
- Dziękujemy bardzo i przepraszamy za zaburzenie spokoju tej świątyni. - Odwrócił się w moja stronę wymownie obrzucając mnie chłodnym wzrokiem, ale jego mrożąca próba przestraszenia mnie natrafiła na ogień piekielny, który niemal buchał mi przez nozdrza. Z największą dumą na jaką było mnie stać, złapałam Miśke za rękę i skierowałyśmy się w stronę drzwi. Jednak dogonił nas znów jego nietypowy akcent:
- Do pani wiadomości: nie prowadzimy toalety publicznej i w związku z tym nie pobieramy opląt. Proszę zabrać pieniądze – ruszył w moim kierunku z wyciągniętym przed siebie banknotem.
- Pan chyba nie myśli, ze wezmę to z powrotem. – żachnęłam się. No chciał mnie jeszcze bardziej upokorzyć, drań jeden. - Czasem bywa, ze jesteśmy w potrzebie, ale tez znamy cenę zadośćuczynienia. Być może pańska duma nie zgadza się na dyktowanie warunków przez kobietę z dzieckiem, jednak moja nie pozwala mi być dłużną.
Opuścił rękę i jakby zrezygnowany odparł:
- Bardzo proszę o nie ocenianie mojej dumy, bo ona tego nie znosi oraz nie obciążanie jej jakimś dziwacznym długiem. Proszę natychmiast zabrać pieniądze – znów wyciągnął rękę z banknotem.
- Po moim trupie - pociągnęłam za klamkę i już miałyśmy przekroczyć próg,
gdy Miśka się odezwała:
- Mami, ale nikt nie będzie tak długo czekał...
W szybie drzwi zauważyłam, że patrzy na Miśke i lekko się uśmiecha.
Trzeba bylo przyznać: uśmiech miał ładny.
No, ale co z tego?! Co z tego?!